Pobudka. Zaspałem. Chciałem wstać o 4:30, a jest 5:30. No, ładnie. Szybko się myję w litrze zimnej wody (o ch....a) i pakuj. Następnie śniadanie, jeszcze chwila osobista i wychodzę z parku. Idę na starówkę. Krótkie zwiedzanie - boli mnie noga, a poza tym sam nie wiem, co oglądać i focić. W Polsce zwykle w mieście jest jeden lub kilka obiektów do zwiedzania, a tu co krok. W ogóle bardziej czuję się, jak bym był w jakimś niemieckim czy holenderskim niż polskim mieście. Nie tylko na starówce, ale iw niektórych dzielnicach budowle "holenderskie" i porządek - prawie żadnego papierka nie ma na ulicy. Może tylko tam, gdzie byłem, ale mam na razie takie spostrzeżenia. Mam nadzieję, że jeszcze coś dzisiaj obejrzę, bo chiałem dzisiaj ruszyć dalej, ale w chwili gdy to piszę jest 13:45, więc nie wiem, jak to będzie.
Jednak jeszcze trochę zostałem tutaj. Pozwiedzałem starówkę (fajna, choć nie powala na kolana - sam nie wiem, czego oczekuję) i patrzę - jest jeszcze wcześnie. Myślę - może by tak gdzieś podjechać? Idę po plecak (a, bo zapomniałem wspomnieć, że dałem go do przechowalni, ale tylko na 1 godz., bo koszt to 1zł/godz.), rozmawiam chwilę z Panem, a on mi pokazuje, jak dojść do trasy. No, ale jak zwykle w moim przypadku nic nie może przebiegać bez problemu - oczywiście nie trafiam tak, jak Pan mi wyjasnił. Pytam się jakiegoś młodego gościa, a on nie zna takiej trasy, zna inną, ale muszę wrócić tam, skąd właśnie przyszedłem. O tę trasę mi nie chodzi, ale dziękuję mu i mimo wszystko idę ba razie z powrotem, bo to jedyna droga, jaką znam. Widzę jednak na parkingu jakiegoś Pana, który robi coś przy samochodzie. Myślę - "kierowca, to na pewno będzie wiedział" - i przyspieszyłem kroku. Moje przeczucie mnie nie omyliło. Pan wie, ale mówi, że to bardzo daleko. Jednak jedzie w tamtą stronę, więc kawałek może mnie podwieźć. Po drodze jednak decyduje, żezawiezie mnie na samą trasę - na koniec Torunia, a po drodze mi objasnia, co i jak - prawie jak zawodowy przewodnik. Wysadza mnie wreszcie i mówi, że teraz w lewo a potem już tylko kawałek i koniec Torunia i trasa. I jak tu nie wierzyć w dobre duchy.
Teraz mała dygresja. Ponieważ większość sprawozdań uzupełniam nastepnego, a najczęściej po kilku dniach, więc mogę czegoś nie pamiętać.
A wracając do tematu. Stoję już z godzinę i wreszcie jest. Fajny gość - jedzie dostawczakiem do Chełmna. Fajowo. Po drodze gadamy o stopach i wyprawach (też trochę jeździł). W ogóle nalezy do bractwa rycerskiego - nie zapytałem jednak do jakiego. Może przyjeżdża do Iłży na turniej? No, to pewnie ze zmęczenia zapomniałem...
Koleś (jak zwykle nie pamiętam imienia - to już zaczyna się robić standardem) podwozi mnie i pokazuje dobrze mijsce do namiotowania wraz z miejscem na ognisko i po kolei objasnia, jakie zabytki są w mieście. Jednak los chciał inaczej. Zanim rozbiłem namiot, poszedłem do miasta po zakupy. Zanim jednak doszedłem do sklepu, spotkałem dwie panie (w stanie wskazującym na znaczne spożycie napojów alkoholowych), które zapraszają mnie do siebie. Pełen mieszanym odczuć - zgadzam się. Po przyjściu do mieszkania w pierwszej chwili mam ochote uciekać - brud, smród i kałuże (naprawdę, kałuże też). Ale brnę dalej (w końcu, nie mogę stronić od "zwyczajnych" ludzi). Zostawiam rzeczy (och, miłe rzeczy, czyż ja Was jeszcze zobaczę ??) i idę z jedną Panią po zakupy, podczas których daję się naciągnąć na "wino". W mieszkaniu Panie popijają "wino", przepalając co chwilą papierosem. Zaraz się uduszę !!!.
A propos innych rzeczy: ubikacja - krzaki, mycie - miska, kran - sposobem, a oprócz tego smród. Ale twardo idę spać. czy się jeszcze obudzę ???