No nie, co jest z moim wstawaniem w pomieszczeniach? Już ósma! Szybko się myję, śniadanko i pakuję i jest 10. Ładnie. Schodzę na dół z bagażem oddać klucz i... gadamy z panią Wiesławą z pół godzinki na korytarzu, a w końcu pytam się, czy moge przechować plecak, żeby pójść pozwiedzać. Pytam się tez, co jest w okolicy fajnego do zobaczenia. Więc Pani prosi mnie do kuchni i po chwili juz nie jest Pani Wiesława, ale Wiesia. Daje mi przewodnik po okolicy (żebym nie czuł się zagubiony) i opowiada, co i gdzie zobaczyc można. No i tak minęło kilka godzin. Idę w końcu pozwiedzać Stężycę - jak zwykle kościoły, kapliczka. Potem zakupy i zaszalałem - na obiad pizza z napojem za 20zł! Pełne burżujstwo! Nocleg w wynajetym pokoju i obiad w restauracji - to już nie wyprawa, ale jakieś wakacje objazdowe. A, bo wszystko przez tę pogodę... i wilki... i dziki... i wybuchy na Słońcu...
Wracam do Wiesi, biorę plecak, dziękuję i na trasę, która tym razem jest zaledwie ze 100-200m od domu! Ale fajnie. Ledwo stanąłem (no, ze 20 minutek) i zatrzymuje się dwóch gości, którzy wiozą cielaka z gnojem. Podziękowałem, ale nie. Nie powiedziałem im, ale ja to jeszcze nie problem, ale gdybym ubrudził plecak w gnoju to już nikt by mnie nie zabrał. Nie ma jednak tego złego... z 10 minut i jest następny stopek. Pan z Panią. Podwożą mnie do miejscowości Gołubie. Fajnie. Zwiedzam ogród botaniczny (właściwie ogrodek). Normalnie cena to 7zł i 3zł za fotografowanie, ale udaje mi się dla mnie wynegocjować 5zł - na aparat niestety zniżki nie uzyskałem. Dobre i to - zatem za 8zł zwiedzam ten przybytek ogrodnictwa. Robi się coraz zimniej i ciemniej, więc zwiedzam dosyć szybko - a tu by trzeba przyjechać na cały dzień, a ja jeszcze w dodatku nie znam się na roślinach, więc nazwy nic mi nie mówią. Kończę dosyć szybko (z godzinka) i idę dalej do miejscowości Sikorzyno, gdzie jest dworek Wybickich (tych od hymnu). Niestety, niczego nie łapię, a że to blisko jest (tak się wydaje), więc idę pieszo. Blisko... idę i idę, a końca nie widać. Ehhh...
W końcu strasznie wyczerpany po wielu pytaniach napotkanych osób znajduję dworek. Dzwonię i pytam się, czy można przenocować. Miła Pani mówi mi cenę: 80zł. O, jejuuuuu... To za dużo - mówię płaczliwym głosem. "Może miejsce w stajni ?" - pytam. Stajni nie ma, ale Pani idzie skonsultować się z koleżankami. W końcu po negocjacjach staje na 40zł bez śniadania. Daje dowód, ale Pani idzie jeszcze do koleżanek, cos tam dyskutują i w końcu wraca i mówi, że za 30zł i dostane śniadanie. Jestem wniebowzięty! Dziękuje bardzo. Po zameldowaniu i wprowadzeniu się idę robić kolację i wychodzę na dwór zjeść. Tam też spędzają wolny czas Panie, z którymi po chwili jestem po imieniu. Po kolacji i małym pogaduchach idę kąpu kąpu, a potem lulu. O, jak dobrze...