2007-05-01
Co za cholernie zimna noc! Rano na szybach miałem szron (śpię u samochodzie)! Śniadanko i zastanawiam się, co robić. Dochodzę do wniosku, ze przy takim zimnie, to żadna przyjemność chodzić po puszczy, wiec jadę dalej, czyli kolejny przystanek, to Zamość.
Biorę na stopa dziewczynę, Weronikę. Mówi, ze jedzie do Zamościa. Potem jednak okazuje się, ze jedzie za Zamość, do jakiejś malej miejscowości na warsztaty fotograficzne. Pytam, czy mogę się przyłączyć; mówi, ze tak. Proponuję, żebyśmy zwiedzili razem zamek w Zamościu, a potem zawiozę ją na warsztaty. Mówi OK, więc idziemy szukać zamku.
Niestety, okazuje się, ze w Zamościu nie ma zamku, tylko pałac, który został przerobiony na sad i wygląda całkiem zwyczajnie. Jestem strasznie zawiedziony, ale cóż - jedziemy dalej.
Uufff... W końcu dotarliśmy, chociaż po długim błądzeniu; ale i tak (a może dlatego?) było fajnie.
Okazuje się, że na wieczór jest planowany grill. Idziemy do sklepu coś kupić; ja kilka warzywek.
Wróciliśmy ze sklepu i jest już główna organizatorka. Mówi, ze raczej nie będę mógł zostać, ale zapyta, co inni o tym sądzą.
Niestety, nie mogę zostać. Weronika też jest zawiedziona, bo okazuje się, że żadnych warsztatów nie będzie, tylko impreza integracyjna. Proponuje, żebym ją zawiózł do domu do Lublina i przenocował tam. Dogadujemy się i około północy jesteśmy na miejscu.
Jak to dobrze, ze nie muszę dzisiaj spać w samochodzie...